Norweska przygoda rozpoczęła się kilka miesięcy temu, wtedy gdy zacząłem planować wyjazd, ale dopiero te kilka ostatnich dni przed startem zaserwowało mi istny młyn logistyczno-organizacyjny.
Po 10 ruszam z rodzinnego miasta, cały ten harmider traci na znaczeniu. Napięcie opada, bo od teraz jestem w drodze i cokolwiek się stanie, dam radę… lepiej lub gorzej, ale dam radę!
Domek czeka przygotowany, a klucz w zamku. Wygląda na to, że już pierwszego dnia poznaję norweską otwartość.
Lysebotn to pierwszy cel na dziś.
Mało miejsca, kręte wstążki asfaltu, brak barierek ochronnych… jest moc!
Drugi dzień tutaj dobitnie pokazuje, że to będzie wyjazd inny niż dotychczasowe. Wystarczy, że wspomnę dużo większy niż zazwyczaj dystans wyprawy. Dzienne przebiegi, w dodatku po górach, też będą większe.
Mijam Laerdal wjeżdżając na trasę numer 53. Odpowiedź na moje zdziwienie, że jest płatna (80 NOK) dostaję po pierwszych kilometrach. To kolejny drogowo-przyrodniczy monument ku czci skandynawskiej przyrody.
Ostre skały dookoła, a między nimi, wylana asfaltowa wstęga prowadząca aż do drogi o numerze 55. Dalej otuliną przepięknego parku Jotunheimen dojeżdżam do trasy E15.
Trollstigen to bez przesady jedna z najpiękniejszych motocyklowych tras Europy, a może i całej planety.
Gwałtownie spada temperatura, na rękawach kurtki pojawia się biały lodowy osad. Serpentyny, wodospady i panoramę ze szczytu mogę podziwiać jedynie na ekranie nawigacji. Wierzchołek trasy widzę jako pinezkę na ekranie telefonu. No cóż, bywa - pozostaje satysfakcja, że przejechałem bezpiecznie. Ten przejazd daje mi solidną lekcję motocyklowej pokory.
Słynne mosty Drogi Atlantyckiej...W relacjach z wypraw rzadko przeczytasz, że coś było nudne – ale tylko tak mogę opisać ten odcinek. Nudny jak cholera: kawa, siku, nabijanie kilometrów...taki żarcik!
Dobrą wiadomością dla kawoszy jest to, że na stacjach CircleK, Shell i kilku innych możesz kupić kubek termiczny i specjalną naklejkę. Na CircleK mały kubek jest za 300 NOK (ok.140zł). Po naklejeniu oznaczenia masz możliwość „tankowania” kawy na każdej stacji danego koncernu. Zakup szybko się zwraca jeśli lubisz wypić 2-3 kawy dziennie. Dla mnie to była mega wygodna sprawa.
Lofoty pokochałem odkąd zobaczyłem w sieci zdjęcia tego przepięknego, surowego regionu. Spędzam tu trzy dni, spełniam tym samym swoje kolejne marzenie.
Silny morski wiatr, bujające na falach łodzie rybackie i zalatujące rybim fetorem porty tworzą klimat tego miejsca – ta dzikość, mimo że to dość zaludniony teren, urzeka mnie. Nie mogę napatrzeć się, nie mogę przestać robić zdjęć, nie mogę nie zatrzymywać się co chwilę...
Jest to ostatni wieczór przed atakiem na Przylądek Północny – spędzam go na suszeniu butów i niedowierzaniu prognozom pogody.
Niektórzy mówią, że ta droga, te ostatnie kilometry od Alta są nudne. Wręcz przeciwnie moim zdaniem. One są po prostu inne. Biegające renifery, silne porywy wiatru, czy spadki temperatury robią z tych ostatnich kilometrów ciekawe doświadczenie.
Co spotykam na końcu?... Tam szlaban, a w budce kasjer. Skasował mnie, ale dał też cenne rady, które wcielę w życie za kilka godzin.
Tuż za kołem Północ chce zaznaczyć, że od teraz nie ma żartów. Zaczyna wiać tak mocno, że prawie łeb urywa. Droga poprowadzona jest płaskowyżem, w oddali po bokach przewijają się nieliczne pagórki, skały i prawie zerowa roślinność.
Tuż za przejściem, po fińskiej stronie jest mało widoczny sklep z mięsem reniferów – warto skorzystać, pychota!
Przed południem startuje do Rovaniemi – cel: wioska Świętego Mikołaja. Jest tylko jeden szkopuł – ma padać przez większość dnia...
Czas powoli zaczyna gonić, bo w piątek mam wykupiony rejs z Helsinek do Tallina.
Ten powrót nie jest wcale nudny. Dużo większe renifery, mają przewagę rozmiarem i liczebnością. Pewnie dlatego śmielej niż ich kuzyni z północy spacerują szosą. Cholerną frajdę z jazdy dają mi natomiast mijane jeziora i ogromne połacie lasów.
Fińskie przestrzenie są zupełnie inne od tych norweskich. Kilku doświadczonych podróżników radziło żebym jechał najpierw przez Finlandię, a potem Norwegię. Podobno krajobraz Finlandii po tym norweskim nie powala. Nic bardziej mylnego!
Piękne, proste drogi prowadzące przez gęste lasy. Ciągną się kilometrami wśród masy jezior i rzek. Co tu może się nie podobać?
Docieram do Helsinek w czwartek wieczorem. Prom na piątek wykupiony, a ja mam szansę wysuszyć się w hostelu i odpocząć przed dalszą podróżą. Została „jedynie” droga przez kraje nadbałtyckie i będę w Polsce.
Ten ostatni etap po zjechaniu z promu na estońską ziemię to droga przez mękę. Walczę z potwornie porywistym bocznym wiatrem, ze zmęczeniem i prostactwem na drodze, które powoduje u mnie szok po dwóch tygodniach poruszania się drogami Skandynawii.
W Augustowie, w moim ulubionym Ogródku pod Jabłoniami zatrzymuję się na ostatni nocleg. Kolejny, ostatni już dzień wyjazdu, to trochę ponad 200km. Ochłonę, zobaczę się z bliskimi i... zacznę myśleć gdzie pojadę następnym razem...
Długość trasy | 8144.7 km |
Czas wyprawy | 17 d. 4 g. |
Czas przejazdów | 137 g. 49 min. |
Termin wyprawy | 2018-06-06 09:55 - 2018-06-23 14:19 |
Średnia prędkość | 63.64 km/h |
Maksymalna prędkość | 137.3 km/h |